poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 5.

Na początku chciałam przeprosić za opóźnienie. 
Ten blog nie ma za dużo fanów, a wyświetlenia maleją.
Więc myślimy że nikt nie czyta tego bloga, a co za tym idzie?
Nie dodajemy rozdziałów.
PS. MAMY DLA WAS BONUS!
Zapraszamy na tego cudownego bloga, ja się wprost zakochałam ♥ / Pazza
wilcze-przyrzeczenie.blogspot.com





~*~


Andy zaparkował najbliżej baru jak się dało ... czyli dwie przecznice wcześniej. Wszędzie nastolatki. Można podzielić je aż na poszczególne grupy: Między innymi, te płaczące, cieszące się, krzyczące, skrępowane.. i tak dalej i tak dalej.
Pomału docierało do mnie kto mógłby być w tym barze, ale w duszy błagałam żebym się myliła. Chociaż ten jeden raz..
- Masz pomysł jak tam wejść? - moje rozmyślanie przerwał Andy, który zatrzymał się.
- Nie, raczej nie. A ty kocie? 
- Tylne wejście? - zaproponował. Jaka ja jestem głupia, no oczywiście tylne wejście. 
- Chodź za mną. - wzięłam jego dłoń by go nie zgubić i zaczęłam się przedzierać do bocznej uliczki koło budynku. Kiedy z ledwością dotarliśmy na drugi koniec, psychicznie i fizycznie miałam dość. DOSŁOWNIE. To było trudniejsze niż pierwszy raz na desce.
- Mam chyba z milion siniaków... - masowałam bolące udo.
- Taak, a  ja podbite oko. - parsknął Andy, trzymając się za oko - Czemu tu tyle tych brutalnych stworzeń ? - zapytał się zdezorientowany
- Nie mam pojęcia.. - skłamałam, boże kurwa wybacz..
Weszliśmy w głąb ciemnej uliczki. Na samym końcu były potężne metalowe drzwi, a obok kubły z śmieciami. 
- In, ależ ty jesteś głupiutka. Myślisz że zrobisz czary mary hokus pokus i się drzwi magicznie otworzą ?! 
- Cóż za sarkastyczna wypowiedź bracie, po prostu mam tak głupiego szefa że.. - w tym momencie chwyciłam za klamkę, równocześnie otwierając drzwi. Gdy spojrzałam na przyjaciela, na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek.
- I tak mnie kochasz - burknął pod nosem
- Tak, tak wmawiaj sobie. - poklepałam go po ramieniu i weszłam do środka. W przedsionku było bardzo ciemno, a jedynie co słyszałam zza kolejnych drzwi to kłótnia dwóch mężczyzn. - Być cicho.. - szepnęłam do towarzysza, obydwoje staliśmy tam w ciszy podsłuchując rozmowę 
- DO JASNEJ CHOLERY, ZAPŁACĘ CI ILE CHCESZ! TYLKO POWIEDZ MI JAK MA NA IMIĘ I NAZWISKO!
- NIE MOGĘ ZDRADZAĆ DANYCH SWOICH PRACOWNIKÓW!
- JAPIERDOLE, PRZECIEŻ JĄ WCZORAJ WYRZUCIŁEŚ. ŚWITA CI COŚ?
- NIE TAKIM TONEM PROSZĘ.
- ILE CHCESZ? 1000? 2000? POWIEDZ ILE? ZAPŁACĘ KAŻDĄ SUMĘ.
Chciałam podejść bliżej by usłyszeć wyraźniej jego odpowiedź. Lecz gdy tylko zrobiłam krok do przodu potknęłam się i z wielkim hukiem upadłam na zimne płytki. Nagle pomieszczenie się rozświetliło, a drzwi gwałtownie otworzyły.
- Inez ?! - wrzasnął z niedowierzaniem ten patafian, przepraszam. Mój były pracodawca.
- Nie, duch Kacperek. 
- Co ty tu robisz ? - obniżył swój ton do normalnego?
- Hmm... Leże ? - w moim kierunku została wyciągnięta ręka Andusia.
- Dzięki. - zwróciłam się do przyjaciela - A tak na serio, należy mi się odprawa. - puściłam oczko do skołowanego szefa
- Masz racje, wyśle Ci na konto. 
- Nie mam konta! Jak myślisz że Ci się upiecze to po moim trupie.
- Dobra chodź. - skierowałam się do sali głównej gdzie stał Harold.
- Cześć. - obojętnym tonem odezwałam się do zielonookiego. Dziwne, niby mnie szukał, a teraz nawet słowem się nie odezwał tylko bacznie obserwował mojego Andiego
- Masz. - były szef podał mi białą kopertę, nie przeliczają podałam przyjacielowi by schował, bo ja zapewne zgubiłabym po dwóch minutach.
- Doobra, to my uciekamy. - spojrzałam na Harrego, który kiwnął głową twierdząco. 
Byłam już w drzwiach, gdy usłyszałam jego ochrypły głos.
- Zostawiłaś to. - podał mi mój stary telefon, który wyglądał koszmarnie. Przednia szybka była pęknięta, a guziki wypadały, serio ? Teraz ?
- Przepraszam, nadepnąłem go rano. - spojrzał mi głęboko w oczy. Naprawdę miał piękne oczy, takie magnetyczne, przyciągające. Robiły z tobą wszystko, chciałaś się w nich tylko zatracić.
- Okeey, no cóż. Trudno się mówi.. - spojrzałam w bok na przyjaciela, który zaczął już kojarzyć fakty i podszedł bliżej naszej dwójki.
- Ty jesteś Harold? - spytał z tym swoim uśmiechem " wszystko wiem i wpadłaś"
- Harry. - poprawił go, po czym podali sobie ręce. 
- Chodźmy już. - syknęłam
- Ty jesteś z tego boysbandu ? - jego oczy zabłyszczały z podekscytowania
- Taak, chyba tak. - odezwał się milej loczek
- Wiesz że tam stoją tłumy fanek? 
- ŻE CO ?! - Harry podbiegł do jednego z okien i pomału odsłonił je by spojrzeć na zatłoczoną ulice - No nie mogę... - odezwał się zrezygnowany 
- Możemy Cię podwieźć, gdzie chcesz? - czemu do jasnej cholery on musi być tak miły?! 
- Byłbym wdzięczny.
- Dobra zostańcie tu, a ja lecę po auto.
- Masz pięć minut! Inaczej idę do domu z buta.
- Ależ ty miła dla swojego chłopaka. - zmierzył mnie zielonooki
- Ja nie jestem jej chłopakiem, wole.. jakby to ująć. Ładnych chłopców.. - uśmiechnął się do Harrego, po czym wyszedł. Chciało mi się głośno śmiać, loczek nawet nie drgnął od oznajmienia że Andy jest gejem. Dopiero po chwili się otrząsnął.
- Myślałem że jest twoim chłopakiem.. 
- To nie myśl.
- Może Ci odkupie telefon ? Za to że go tak brutalnie potraktowałem. - uśmiechnął się ukazując dwa cudne dołeczki
- Nie ma takiej potrzeby, poradzę sobie.
- Nalegam.
- Ale sama wybieram. - dałam mu za wygraną. W sumie przyda mi się telefon, a na zakup nowego nie mam pieniędzy
- Dobra.
- Wyjdźmy już.
- Inez, jakbyś nie zauważyła, to pod barem stoi mnóstwo napalonych fanek.- przewrócił oczami
- Haroldzie, jakbyś nie zauważył to jest jeszcze tylne wejście.
- Ohh... No jasne- powiedział widocznie speszony. Wyszłam na zewnątrz, patrząc się na debila Harrego Styles, który skradał się do drzwi jak niedoświadczony ninja.
- Harold, co ty odpierdalasz?
- Nie widać? Ostrożności nigdy za wiele.
- Jesteś głupszy niż myślałam.
- Ranisz mnie- chwycił się za serce i udawał zranionego.
- Zamierzacie tak tam stać, czy wsiądziecie?- spytał zniecierpliwionym głosem Andy
- Już, już.- wsiadłam obok kierowcy, a Harry z tyłu kuląc się na tylnym siedzeniu. Wyjeżdżając z pod baru patrzyłam jeszcze na fanki Stylesa, które jeszcze nie wiedzą, że ich idol koło nich właśnie przejeżdża. Zaśmiałam się, co nie uszło uwadze Andyemu.
- Co?- spytał zdziwiony
-Nic, nic.- uśmiechnęłam się 
- Aha. - zamilkł, skupiając się na prowadzeniu samochodu
- Kocieee?- wyciągnęłam przed siebie rękę, patrząc na zewnętrzną stronę dłoni
- Tak? - odezwał się zamyślony
- Może pomaluje sobie paznokcie na czerwono, na dzisiejszy wieczór?
- A no właśnie - spojrzał w lusterku na Harolda- Może chcesz wybrać się z nami na imprezę do klubu?- wytrzeszczyłam oczy zaskoczona, na co zielonooki się zaśmiał.
- Nawet się nie waż zgodz...- Harry mi przerwał
- Chętnie.- brunet uśmiechnął się do mnie z triumfem, a ja zaczęłam żałować, że rozpoczęłam temat wieczornego wyjścia.
- Daj mi swój numer, to wyśle Ci szczegóły, jak i co.- chłopcy wymienili się numerami
- Ooo... tu mnie wysadź- Harold wskazał palcem na przystanek- Stąd mam 5 minut do domu- Andy posłusznie się zatrzymał- To do zobaczenia.
- Cześć- odpowiedział mój przyjaciel
- A ty się z mną nie pożegnasz In?- udawał smutnego, na co prychnęłam. 
-Jak mogłeś go zaprosić?!- naskoczyłam na Andyego po wyjściu loczka
-Przecież nic nie zrobiłem- bronił się
-Tsa, tsa- mruknęłam 
- Powinnaś się cieszyć że dałem Ci szanse na kolejny numerek. - zmierzyłam Andiego chłodnym wzrokiem, ale już się do niego nie odezwałam przez resztę drogi.
- Już jesteśmy pod twoim domem.
- Mam oczy.
- Będę po Ciebie o 19:30. Nie być zła kocie. Do zobaczenia.
- Zapowiada się niezła zabawa - odpowiedziałam sarkastycznie na odchodne.